Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Projekt Lipiec. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Projekt Lipiec. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Projekt Lipiec - podsumowanie

Wraz z początkiem sierpnia i tym samym zakończeniem mojego lipcowego projektu mój kontakt z komputerem został ograniczony do minimum. Zdarzały się dni podczas których w ogóle go nie włączałam:). Ale już od jakiegoś czasu miałam w planach post z podsumowaniem lipca, więc pora wcielić go w życie:).


Pora na pewną dawkę liczb:). W lipcu udało mi się napisać 31 postów. Dziękuję Wam, że chętnie je czytałyście, to w dużej mierze motywowało mnie do tego, aby kontynuować publikowanie notek w ramach Projektu Lipiec. Na początku miesiąca licznik wyświetleń strony wskazał okrągłą liczbę 10 000. Również liczba moich czytelników przekroczyła 100 osób. I jakby nie było za mało zer i jedynek, to komentowałyście posty już ponad 1000 razy:). Jeszcze raz dziękuję:).

Poniżej znajdziecie odnośniki do wszystkich 31 postów.

Dzień 1, czyli comiesięczny wykaz nowości. 

Publikowanie postów z nowościami na początku miesiąca stało się u mnie normą. Dlatego też w lipcu mogłyście poczytać o tym, co mi przybyło w czerwcu:).








Dzień 2, czyli moje propozycje lakierów na lato.

Pokazałam Wam odcienie, po które chętnie sięgam w czasie ciepłych miesięcy:).








Dzień 3, czyli pierwszy lakier holograficzny na moim blogu.

Jakiś czas temu zamówiłam swoje pierwsze lakiery z efektem holograficznym i jestem nimi zachwycona. W lipcu mogłyście poczytać o pięknej zieleni z Colour Alike, oznaczonej numerem 517, która od niedawna nosi nazwę Boso po łące.











Dzień 4, czyli post "ustny" z błyszczykiem z Miss Sporty w roli głównej.

Tak, jak w pierwszych dniach miesiąca pojawiają się na blogu posty z nowościami, to w piątki publikuję notki z produktami do ust:).





Dzień 5, czyli kolejny cukierek z serii Candy Shop z Wibo.

Tym razem padło na nr 1, czyli delikatny, lekko brzoskwiniowy róż o piaskowej fakturze:).













Dzień 6, czyli korektor z Miss Sporty.

Produkt idealny dla osób, które potrzebują lekkiego krycia w okolicach pod oczami:).









Dzień 7, czyli płyn dwufazowy z firmy Ziaja.

Świetny produkt za niską ceną, który radzi sobie również z wodoodpornym makijażem.













Dzień 8, czyli Rimmel Pillow Talk z serii 60 seconds + ćwieki z Born Pretty Store.

Śliczny, ale nieco trudny w obsłudze, odcień niebieskiego.














Dzień 9, czyli coś pod prysznic - żel z Original Source o zapachu maliny i kakao.

Piękny zapach, tylko szkoda, że to edycja limitowana...













Dzień 10, czyli Essence 138 L.O.L.

Coś dla miłośniczek zieleni. Świetny kolor, dość dobra trwałość.














Dzień 11, czyli Wibo Eliksir nr 4.

Jedna z moich pierwszych pomadek z tej serii - tak jest w odcieniu mocnego różu.














Dzień 12, czyli pielęgnacja na noc - krem odżywczo-nawilżający z AA.

Mój zdecydowany ulubieniec. Świetnie nawilża, całkowicie się wchłania i odżywia skórę twarzy.







Dzień 13, czyli coś do włosów - szampon Pantene Intensywna regeneracja.

Bubel roku, takiego łupieżu, jak po użyciu tego produktu, nie miałam nigdy.







Dzień 14, czyli Rimmel Caramel Cupcake z serii 60 seconds.

Takie neutralne odcienie bardzo podobają mi się u innych osób, ale z moją jasną skórą nie chcą współgrać. A do tego, ten ma kiepską trwałość.












Dzień 15, czyli różo-bronzer z W7.

Wydajny, dobrze napigmentowany produkt, którego mogłabym używać przez cały rok:).








Dzień 16, czyli produkt 3 w 1 z Kolastyny.

Spisuje się u mnie świetnie w roli maseczki i peelingu:).








Dzień 17, czyli Rimmel Coctail Passion z serii Salon Pro + romby z Born Pretty Store.

Piękny róż, ale do pełnego krycia potrzeba 3 warstw lakieru.













Dzień 18, czyli kolejna pomadka w kredce z Miss Sporty.

Beżowy, neutralny odcień ze sporą domieszką złocistych drobinek.








Dzień 19, czyli pierwszy post z serii Kosmetyczne Skarby.

W poście pokazałam Wam moje podkłady, pudy i korektory.







Dzień 20, czyli Golden Rose Color Expert nr 20.

Lakier w koralowym odcieniu o błyszczącym wykończeniu.








Dzień 21, czyli balsam do ciała pod prysznic z Nivea.

Posiadam wersję Milk & Honey, z której jestem bardzo zadowolona. Co prawda nie nawilża tak dobrze, jak tradycyjny balsam, ale idealnie nadaje się na leniwe dni:).





Dzień 22, czyli baza pod cienie z Lumene.

Cienie (zarówno prasowane, jak i kremowe) trzymają się na niej przez cały dzień.










Dzień 23, czyli płyn micelarny z AA.

Kolejny świetny produkt pielęgnacyjny.










Dzień 24, czyli Top Flex nr 16 od Pierre Rene.

Dobrze kryjąca, łatwa w obsłudze biel.













Dzień 25, czyli intensywny róż firmy E.L.F.

Pomadka o intensywnym odcieniu z delikatnymi srebrnymi drobinkami.








Dzień 26, czyli kolejny post z serii Kosmetyczne Skarby.

Tym razem przedstawiłam Wam moje róże, bronzery i rozświetlacze.











Dzień 27, czyli kilka słów o serum i kremie do rzęs.

Jest to opis produktów, których teraz używam. Za jakiś czas pojawi się aktualizacja z ewentualnymi rezultatami.







Dzień 28, czyli Yankee Candle.

Post poświęcony letniemu zapachowi Under The Palms.














Dzień 29, czyli tusz Big Eyes z Maybelline.

Tusz, który posiada dwie szczoteczki - mniejszą i prostą do dolnych rzęs oraz większą do górnych.








Dzień 30, czyli Rimmel Peppermint z serii Salon Pro.

Mięta o niebieskich tonach, która schnie bardzo długo...














Dzień 31, czy regenerująca odżywka do paznokci z Lovely.

To produkt, który jest ze mną od wielu miesięcy i dosyć dobrze spełnia swoje zadanie.









Uff..., koniec. Mam nadzieję, że tematyka postów w lipcu przypadła Wam do gustu:). A może czegoś było za mało? Albo za dużo? Dajcie znać w komentarzach:).

Pozdrawiam, Piątek!

czwartek, 31 lipca 2014

Lovely Strongly regenerating nailcare - Projekt Lipiec dzień 31

W końcu nadszedł ostatni dzień lipca i ostatni dzień mojego projektu-wyzwania:). Teraz powinnam na miesiąc zniknąć z Bloggera:-D, ale jeszcze przez kilka dni nie dam Wam od siebie odpocząć;). Jutro, ze względu na piątek, na pewno pojawi się post z produktem do ust, a w ciągu najbliższych dni lipcowe nowości i podsumowanie mojego projektu:).

Niemalże rok temu stanęłam przed koniecznością kupienia mojej pierwszej odżywki do paznokci. Wcześniej wystarczał mi sam lakier, a moje paznokcie były w tak dobre formie, że nie potrzebowały żadnych wspomagaczy. Mniej więcej na przełomie września i października ubiegłego roku moje paznokcie i cera zbuntowały się. Mimo, że nigdy nie miałam idealnej cery, to jej stan drastycznie się pogorszył. Natomiast paznokcie zaczęły się nagminnie rozdwajać (a w dalszej kolejności łamać, ponieważ płytka była tak cienka, że nie wytrzymywała żadnego nacisku). Z jednej strony miało to związek ze zmianami hormonalnymi w moim organizmie, a mniej więcej w tym czasie miałam nałożony żel na paznokcie, który bardzo źle na nie wpłynął. Dlatego też postanowiłam kupić jakąś wzmacniającą odżywkę, mój wybór padł na silnie regenerującą odżywkę z Lovely.


Produkt zamknięty jest w beczułkowatej buteleczce o pojemności 11 ml. Odżywka ma białą, perlistą barwę, a na paznokciach staje się półprzezroczysta. Pędzelek jest dość wąski i nabiera sporo produktu, dlatego należy uważać, aby nie rozlał się na skórki. Można ją nakładać jako podkład pod lakier i właśnie ja ją w ten sposób stosuję. Produkt bardzo szybko wysycha i jest bardzo wydajny, ponieważ po niemalże roku stosowania zużyłam 2/3 opakowania (odżywka jest ważna do września 2015 r.).

Jedna warstwa odżywki na paznokciach.

Odżywka ma wzmacniać i regenerować płytkę paznokcia. Ma zapobiegać rozdwajaniu paznokci oraz stymulować jej wzrost. Zawiera keratynę.

Produkt rzeczywiście wzmocnił moje paznokcie. Rozdwojenia czy pęknięcia pojawiają się sporadycznie (najczęściej w wyniku mocnego uderzenia w jakiś przedmiot). Odżywka nałożona grubszą warstwą ładnie ujednolica i maskuje ewentualne nierówności na paznokciu. Jednak mam wrażenie, że moje paznokcie się do niej przyzwyczaiły i teraz nie reagują na nią tak dobrze, jak kilka miesięcy temu.

Odżywka jeszcze starczy mi na jakiś czas, ale w pogotowiu czeka już produkt z Paese:).


Lovely ma sporo odżywek w swoim asortymencie. Używałyście ich? A może macie sprawdzone produkty z innych firm, które porządnie odżywiają płytkę paznokcia? Dajcie znać w komentarzach:).

Pozdrawiam, Piątek!

środa, 30 lipca 2014

# 42 Rimmel Salon Pro 500 Peppermint - Projekt Lipiec dzień 30

Dzisiaj kolejny szybki post lakierowy. Głównym bohaterem będzie kolejny lakier z serii Salon Pro, oznaczony numerem 500, Peppermint. Jest to mięta o zdecydowanie niebieskich tonach.


Buteleczka jest charakterystyczna dla całej serii, a pędzelek ma kształt szerokiej łopatki. Trafił mi się jednak felerny egzemplarz i z jednej strony ma zdecydowanie krótsze włosie (wybaczcie, ale nie zrobiłam zdjęcia). Będę musiała go przyciąć, bo to zdecydowanie utrudnia malowanie. 
Lakier najlepiej kłaść zdecydowanymi, szybkimi ruchami, ponieważ szybko tężeje i kolejne ruchy pędzelkiem ściągają to, co wcześniej zostało nałożone. Peppermint kryje po nałożeniu dwóch warstw (czyli zachowuje się o wiele lepiej od różowego Coctail Passion). Schnie dość długo, o czym świadczą odgniecenia na paznokciu palca serdecznego:). Produkt wytrzymał na moich paznokciach 4 dni.







Lakier w cenie regularnej kosztuje ok. 19 zł i jest dostępny w szafach Rimmel.

Pozdrawiam, Piątek:)

wtorek, 29 lipca 2014

Maybelline Big Eyes, czyli tusz o dwóch szczoteczkach - Projekt Lipiec dzień 29

Dzisiejszy post będzie poświęcony tuszowi, którego używałam przez kilka ostatnich miesięcy - Big Eyes z Maybelline. Jak sama nazwa wskazuje produkt ma spowodować, że po użyciu nasze oczy mają wydawać się większe. Aby sprostać temu zadaniu producent wyposażył tusz w dwie szczoteczki - szerszą do górnych rzęs, która ma unosić rzęsy oraz mniejszą przeznaczoną do dolnych rzęs, która ma precyzyjnie podkreślić dolne rzęsy.


Tusz jest zamknięty w różowo-czarnym opakowaniu, które zawiera dwie zakrętki, a co za tym idzie dwie szczoteczki. Pojemność produktu to 9,7 ml (5,1 ml + 4,6 ml). 
Myślę, że najlepszym rozwiązaniem będzie opisanie każdej szczoteczki osobno.


Obie szczoteczki są wykonane z włosia. Ta przeznaczona do górnych rzęs ma nietypowy kształt (a raczej jej włosie jest nietypowo ułożone) - przypomina mi podwójną helisę DNA. Włoski są skoncentrowane po przeciwległych stronach trzonka i skręcone wokół niego. Jak widzicie w centralnej części szczoteczki włosie jest dłuższe niż na obu jej końcach. 


Tusz przez pierwsze trzy tygodnie miał bardzo przyjemną lekko wodnistą konsystencję, która po tym czasie stała się sucha. To niestety miało wpływ na aplikację, ponieważ bardzo oblepiał szczoteczkę. Ja zawsze nakładam na górne rzęsy dwie warstwy tuszu (i tyle mam na poniższych zdjęciach). Pierwsza warstwa w przypadku tego produktu daje słaby efekt, natomiast (jeśli produkt ma dobrze wyglądać) druga musi być nałożona z ogromną uwagę. Dlaczego? Ponieważ Big Eyes ma tendencję do brudzenia wszystkiego dookoła (powiek) oraz do tworzenia grudek na rzęsach. Nie wiem, jak Wy, ale ja nie cierpię, kiedy nałożę cienie na powieki, a później (mimo, że uważam) usmaruję się tuszem. Ponadto produkt z czasem zaczyna się niestety osypywać:(.
Mimo tych niedogodności szczoteczka dociera do tych najkrótszych rzęs i podkreśla je, sprawia, że linia rzęs staje się o wiele wyrazistsza. Co więcej, rzeczywiście delikatnie podnosi rzęsy (co w przypadku moich prostych drutów jest nie lada zadaniem).


Szczoteczka przeznaczona do dolnych rzęs ma już bardziej tradycyjny kształt:). Jest nieco mniejsza i bardziej precyzyjna. Dzięki niej możemy dotrzeć do najmniejszych rzęs. Nie mam jej nic do zarzucenia, przez kilka miesięcy używanie tego produktu bardzo się z nią polubiłam:).

Poniżej możecie obejrzeć efekt na zdjęciach (nie używałam zalotki).

Te zdjęcia zostały zrobione niedawno (początek lipca) po kilkugodzinnym noszeniu Big Eyes - pod oczami możecie zauważyć ślady osypanego tuszu.

Tutaj w zestawieniu z eyelinerem z Maybelline.

A tutaj nawet brwi mam ogarnięte:)

Podsumowując, tusz nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. Szczoteczka do dolnych rzęs jest świetna i to z niej jestem dużo bardziej zadowolona. Szczotka przeznaczona do górnych rzęs jest nieco przekombinowana i nie daje takiego efektu, jak na przykład ta najzwyczajniejsza z podstawowego Colossala (którego uwielbiam:)).


Używałyście tego tuszu? Jaka jest Wasza ulubiona maskara? A może polecicie mi produkt, który ładnie podkręca rzęsy:).

Pozdrawiam, Piątek!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...