Cześć!
Dzisiaj przychodzę do Was z szamponem firmy Pantene. Nie jestem osobą, która wyjątkowo zna się na pielęgnacji włosów (gdybyście zobaczyły moją czuprynę to byście się za głowę złapały), ale mimo tego bardzo chcę Wam napisać o tym produkcie.
Szampon Pantene Pro-V Intensywna regeneracja przeznaczony jest do włosów słabych i zniszczonych. Produkt ma chronić i nawilżać włosy suche i zniszczone przed wszelkimi uszkodzeniami, jakie może spowodować ich stylizacja oraz zapobiegać powstawaniu rozdwojonych końcówek. Włosy mają wyglądać zdrowo i lśniąco. Szampon zawiera system chroniący keratynę oraz witaminy (niestety nie wiem jakie, bo ani na opakowaniu, ani na stronie internetowej nie ma takiej informacji, ale ich zawartość jest potwierdzona certyfikatem Szwajcarskiego Instytutu Witamin). Oczywiście wszystkie powyższe korzyści możemy uzyskać, jeśli stosujemy szampon wraz z odżywką. Butelka zawiera 400 ml produktu, który należy zużyć w ciągu roku.
Dobrze, to tyle, jeśli chodzi o zapewnienia producenta. Dla mnie szampon jest produktem, który przede wszystkim ma dobrze myć włosy. Zazwyczaj kupuję szampony przeznaczone do włosów suchych i zniszczonych, ponieważ moje włosy mają dużą tendencję do przesuszania się, ale wtedy razem z nimi stosuję odżywkę. Również bardzo często sięgam po szampony o dużej pojemności, po to, abym co chwilę nie musiała kupować nowego. Jednak w przypadku tego produktu trochę mnie to zgubiło. Szampon świetnie myje włosy, ich czystość utrzymuje się ok. 3 dni, czyli dla mnie jest to wystarczające. Jednak rzeczą, za którą nie polubiłam się z tym produktem jest to, że negatywnie wpływa na skórę głowy, a konkretniej - powoduje łupież. Początkowo myślałam, że jest to może spowodowane słabym wypłukaniem produktu z włosów, które mam dość długie i mogłam w pośpiechu zrobić to niedokładnie. Niestety, nie ma to znaczenia, czy stoję pod prysznicem 5, 10, czy 15 minut i leję wodę na głowę, ponieważ problem cały czas jest. Zazwyczaj myję włosy wieczorem, przed pójściem spać i tak też robiłam w tym przypadku. Rano (a niekiedy jeszcze wieczorem) głowa zaczynała mnie tak swędzieć, że ciężko było z tym wytrzymać. Co więcej, mój mąż, który nie ma żadnych problemów z włosami, ani tym bardziej ze skórą głowy po zastosowaniu tego szamponu miał taki sam problem, jak ja, czyli sypiący się łupież. Jak możecie się domyśleć, po odstawieniu produktu stan skóry głowy wrócił do normy.
Miałam już kiedyś (bardzo dawno temu, chyba w czasach wczesno nastoletnich) taki problem z szamponami z Head&Shoulders i od tego czasu ich nie używałam. Teraz na "czarną listę" wpisuję produkty z Pantene, bo nie mam ochoty na powtórkę z rozrywki.
Używałyście tego szamponu? Jak sprawował się u Was?
Pozdrawiam, Piątek!
Miałam , ale skończył na czrnej liscie
OdpowiedzUsuńMój również:)
Usuńkusiła mnie ta seria ale nie skorzystałam jednak
OdpowiedzUsuńCałe wieki nie miałam żadnego produktu Pantene. Sama nie wiem czemu, w końcu były dobre :)
OdpowiedzUsuńNo to kiepsko ;/ Szczerze mówiąc od lat nie używam Pantene, ale nigdy żaden u mnie nic takiego nie powodował.
OdpowiedzUsuńTo nie jest pierwszy szampon z Pantene, jakiego używałam, ale żaden jeszcze nie zrobił mi takiego chaosu na głowie.
UsuńMam szampon Aqua Light i jakoś nie odczuwam jakiegoś wysypu łupieżu, choć mam bardzo wrażliwą skórę głowy na takie rzeczy.
OdpowiedzUsuńDawno nic od nich nie miałam :)
OdpowiedzUsuńJuż bardzo dawno nie miałam szamponu z Pantene, pamiętam jak jako nastolatka używałam tylko ich kosmetyków do pielęgnacji włosów, łupieżu raczej wtedy nie miałam, ale teraz to pewnie składy tych kosmetyków się pozmieniały i nie wiadomo czy i u mnie łupieży by teraz nie spowodowały...
OdpowiedzUsuńTeż dostałam od niego łupieżu :/
OdpowiedzUsuń