Witajcie!
Dzisiaj notka z kolejnym debiutantem w roli głównej. Nadal pozostaję w postanowieniu, że będę w końcu sięgać po lakiery, które nieużywane kurzą się w mojej szufladce. Pewnie też w najbliższej przyszłości przeprowadzę lakierową czystkę i wyrzucę stare i te, które się u mnie nie sprawdziły (być może będę to relacjonowała na Instagramie KLIK:-). I muszę się w końcu zacząć ograniczać!
Manhattan Lo lo love it oznaczony numerem 260 to pudrowy przybrudzony róż. Kupiłam go, jak to często robię :-), na jednej z promocji. To mój drugi lakier z serii Last & Shine - o czerwieni pisałam Wam tutaj KLIK. Wracając do dzisiejszego odcienia - bardzo podobał mi się w buteleczce, ale miałam wątpliwości, czy tak chłodny odcień będzie dobrze wyglądał na moich dłoniach. Wydaje mi się, że nie jest najgorzej:-).
Dwie warstwy lakieru dobrze pokrywają płytkę paznokcia. Pędzelek jest dość szeroki, dlatego dwa pociągnięcia wystarczą, aby pomalować każdy paznokieć:-). Czas schnięcia nieco przyspieszyłam nakładając top Insta-Dri. Drugiego dnia noszenia na niektórych paznokciach pojawiły się delikatne przetarcia na końcówkach - nie wróżyło to dobrze:-). Ale mimo słabych początków lakier nosiłam na paznokciach przez tydzień:-).
Oczywiście miałam chęć na zakupienie jeszcze jakiś odcieni z tej serii, ale zdrowy rozsądek kazał mi się powstrzymać (co dziwne, nie zrobił tego w przypadku lakierów Miss Sporty i Rimmel :-)).
Znacie te lakiery? Lubicie je? Jakie odcienie należą do Waszych ulubionych?
Miłego dnia!
Mam jeden lakier z tej serii, ale jeszcze leży nieużywany... Też za dużo kupuję ;-) Taki przybrudzony róż bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńNie mam ani jednego lakieru tej firmy i na chwilę obecną rozsądek podpowiada mi, że nie powinnam sobie kupować kolejnych buteleczek :D
OdpowiedzUsuńładny lubie takie mam jeden lakier z tej serii ale jeszcze nie uzywalam
OdpowiedzUsuń