sobota, 23 sierpnia 2014

# 45 Essie Fear & Desire + naklejki wodne (piórka) z Born Pretty Store

Dzisiejszy post będzie poświęcony jednemu z dwóch lakierów Essie, które pojawiły się w moim lakierowy zbiorze jako pierwsze. W styczniu pisałam Wam o Cascade Cool KLIK - chłodnym odcieniu różu. Teraz zaprezentuję typowo letni odcień Fear & Desire w odcieniu intensywnej pomarańczy. Ponadto postanowiłam w końcu wykorzystać naklejki z Born Pretty Store KLIK. W końcu, ponieważ musiałam poczekać, aż paznokcie mi odrosną, aby naklejka się na nich zmieściła:).


Zacznijmy od Essie. Jak już wspomniałam Fear & Desire to lakier w odcieniu mocnej pomarańczy. Jeśli dobrze pamiętam, pochodzi on z letniej kolekcji Bikini So Teeny z 2012 roku. Produkt jest zaopatrzony w szeroki pędzelek. Konsystencja nie jest zbyt lejąca, więc dobrze się z nią współpracuje (chociaż moje nocne malowania doprowadziły do rozlanie się lakieru na skórki:-/). Fear & Desire dobrze kryje po dwóch warstwach, nie smuży.





Jak już wspomniałam podczas wykonywania tego manicure po raz pierwszy skorzystałam z naklejek wodnych. Na arkusiku znajduje się 20 naklejek w pięciu różnych kolorach (różowy, zielony, niebieski, fioletowy i pomarańczowy). Dodatkowo "trzonek" każdego piórka pokryty jest delikatnym złotym brokatem.


Aplikacja rzeczywiście była bajecznie łatwa i szybka. Dla kontrastu do pomarańczowego lakieru wybrałam piórka w zielonym kolorze. Jak widzicie w porównaniu do innych wzorów (szczególnie do pomarańczowych piórek) są one średniej wielkości.








Piórka są dostępne tutaj KLIK i występują w kilku wersjach. Jeśli zdecydujecie się na zamówienie, to pamiętajcie o kodzie 2KG10 z 10% zniżką:).


Lubicie ozdabiać swoje paznokcie naklejkami wodnymi? Dajcie znać w komentarzach:).
Piątek

sobota, 16 sierpnia 2014

# 44 Golden Rose Color Expert nr 44 + cytrynki/pomarańcze

Numer 44 to pierwszy lakier z serii Color Expert, jaki trafił w moje ręce. W związku ze zbliżającym się (w momencie zakupu) latem wybrałam żółty, słoneczny odcień.


Nie będę pisać o buteleczce, ponieważ zrobiłam to już poście o koralowym numerze 21 KLIK. Jedynie przypomnę, że lakier jest wyposażony w wygodny, szeroki pędzelek.

Lakier kryje po nałożeniu dwóch warstw i właśnie tyle mam na paznokciach. Najlepiej robić to szybkimi zdecydowanymi ruchami, ponieważ produkt ma tendencję do smużenia. Ponadto warto lakier nakładać cienkimi warstwami, ponieważ grubiej nałożony bąbluje. Jak widać na zdjęciach produkt ma błyszczące wykończenie. Czas schnięcia jest bardzo długi, dlatego warto zastosować jakiś wysuszacz.






Na palcach serdecznych obu dłoni postanowiłam dodać pomarańczowy akcent w postaci stempla z cytrynkami/pomarańczami. Do jego wykonania użyłam płytki z całopaznokciowymi wzorami XY15 z Promoto. Wzór odbił się odrobinę niedokładnie, ale i tak ostateczny efekt bardzo przypadł mi do gustu:). Całość pokryłam topem z Golden Rose.






Lubicie żółte odcienie na paznokciach? Dajcie znać w komentarzach:).
Pozdrawiam!

piątek, 15 sierpnia 2014

Maybelline Super Stay 10 h Tint Gloss - 180 Lasting Pink

Dzisiejszy post miał być o kolejnej pomadce z E.L.F.-a, ale niestety moja usta są w słabej formie i w ogóle nie kwalifikują się do użycia tej szminki:-/. Dlatego postanowiłam zmienić plan i napisać Wam o błyszczyku o przedłużonej trwałości z Maybelline.


Jak widzicie produkt jest zamknięty w niemalże typowym dla błyszczyka opakowaniu. Niemalże, ponieważ nie jest przezroczyste, tylko białe. Zakrętka nawiązuje kolorem do odcienia produktu. Opakowanie mieści w sobie 10,5 ml błyszczku, który należy zużyć w ciągu 2 lat.


Aplikator różni się od tych, które zazwyczaj znajdujemy w błyszczykach, ponieważ posiada w środku otwór, w który zbiera się nadmiar produktu. Przez takie rozwiązanie jest on nieco szerszy, co może utrudniać aplikację osobom posiadającym mniejsze usta. Ja akurat muszę uważać, gdy nakładam produkt w pobliżu kącików, ponieważ wtedy łatwo o "wyjazd" poza kontur ust.


Mój odcień to 180 Lasting Pink, bardzo intensywny róż. Porównałabym go do koloru dojrzałej maliny. Intensywność koloru na ustach można stopniować. Mała ilość wklepana aplikatorem lub palcem daje efekt delikatnego zabarwienia ust bez większego błysku. Natomiast nałożony w nieco większej ilości daje na wargach mocny, intensywny i błyszczący kolor. Produkt rzeczywiście jest jak błyszczyk, ponieważ wierzchnia warstwa (ta błyszcząca) jest nieco lepka i łatwo ją zetrzeć. Jednak to jest Tint Gloss, czyli mimo swojej "błyszczykowatości" produkt delikatnie "wżera się" w usta i barwi je.


Producent zapewnia 10-godzinną trwałość produktu. Te obietnice są zdecydowanie przesadzone. Błyszczyk w sytuacjach, gdy nasze usta z niczym się nie kontaktują wytrzymuje na wargach do 2 godzin. Picie nie wyrządza ogromnych szkód, jedynie bardzo lekko wymywa kolor. Natomiast po jedzeniu wymywa się błyszcząca warstwa, a usta pozostają delikatnie zabarwione. Niestety intensywny odcień pozostaje jedynie na konturach ust, co wygląda okropnie i wymaga natychmiastowej poprawki:). Poza tym produkt przez to, że barwi usta ma tendencję do ich przesuszania. Dlatego warto nakładać go na nawilżone usta.


Poniżej możecie obejrzeć efekt na zdjęciach. Na dwóch pierwszych produkt jest jedynie delikatnie wklepanych, a na kolejnych na ustach mam większą ilość produktu (w rzeczywistości kolor jest jeszcze intensywniejszy:)).






Odcień produktu bardzo mi się podoba. Jednak sięgam po niego zazwyczaj w czasie chłodnych miesięcy (czyli niedługo wróci do łask;)). Na pewno nie zabrałabym go ze sobą na większe i dłuższe wyjścia ze względu na sposób jego zmywania się (postawiłabym wtedy na matowe pomadki z Golden Rose albo  nawet Eliksiry z Wibo).

Cena produktu jest moim zdaniem nieco wygórowana, ponieważ regularnie można go kupić za niecałe 30 zł. Ja akurat załapałam się na promocję i zapłaciłam ok 18 zł, co i tak jest sporą kwotą.

Co myślicie o tego typu produktach? Posiadacie jakieś odcienie z tej serii?

Pozdrawiam, Piątek!

P.S. Za tydzień ze względu na mój wyjazd post ustny się niestety nie pojawi:). Następny dopiero za dwa tygodnie.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Moja wakacyjna kosmetyczka - lakiery do paznokci

Wczoraj pisałam Wam o mojej wyjazdowej kosmetyczce z kolorówką, natomiast dzisiaj pokażę lakiery, które ze sobą zabieram. W związku z tym, że prognozy pogody na dzień dzisiejszy wskazują na deszcz, jestem przygotowana aż na trzy zmiany koloru na swoich paznokciach:).


Oczywiście oprócz kolorowych emalii zabieram ze sobą również produkty pielęgnujące paznokcie, więc po kolei.


W dalszym ciągu wykończam preparat do skórek oraz odżywkę regenerującą z Lovely KLIK. Poza tym zabieram patyczek do odsuwania skórek oraz papierowy pilnik.


Candy Shop z Wibo KLIK zabieram z myślą o pomalowaniu nim paznokci u stóp. Jeśli chodzi o dłonie, to jak widzicie w moich zbiorach pojawił się nowy Carnival z Golden Rose do którego dołączy biel KLIK, zieleń KLIK i fiolet (będzie to najprostsze zestawienie kolorystyczne:)). Druga opcja to połączenie dwóch odcieni niebieskiego - Rimmel Pillow Talk KLIK i Golden Rose Color Expert nr 47. Trzecia możliwość to Wata cukrowa od Colour Alike. Dodatkowo zabieram mieniący się top z serii Paris z Golden Rose.


I na zakończenie dwa preparaty na wykończenie manicure - wysuszacz z Sally Hansen oraz top z Golden Rose.

Napiszcie mi w komentarzu, jakie kolory lakierów wybrałybyście na wakacyjny wyjazd:).

Pozdrawiam, Piątek!

środa, 13 sierpnia 2014

Moja wakacyjna kosmetyczka - kolorówka

Mój urlop powoli zmierza ku końcowi, a jego zwieńczeniem będzie wyjazd (w końcu!). Pod koniec tygodnia wybieramy się nad morze. W związku z tym postanowiłam napisać dwa posty, w których pokaże Wam, co ze sobą zabieram. Dzisiaj zobaczycie, jakie kosmetyki kolorowe wybrałam na wyjazd, a w jutrzejszej notce przeczytacie o wybranych przeze mnie lakierach do paznokci (a co!:)). Celowo zrezygnowałam z pielęgnacji, ponieważ zabieram ze sobą te rzeczy, których używam na co dzień - od kremów do twarzy, pod oczy, balsamu po szampon, żel pod prysznic, pastę do zębów, itd. Dodatkowymi kosmetykami, które pakuję są filtry przeciwsłoneczne. Jeśli mimo tego interesują Was kosmetyki pielęgnacyjne - dajcie mi wówczas znać w komentarzach.


Przez jakiś czas zastanawiałam się, czy jest sens brać ze sobą tak dużo kosmetyków kolorowych, czy w ogóle będę ich wszystkich używała. Jednak w związku z tym, że jadę samochodem, nie będą one mi ciążyły w walizce. A jeśli będę miała chęć to z nich skorzystam i nie będę żałowała, że czegoś nie wzięłam. Zresztą starałam się wybierać jedynie te kosmetyki, które najprawdopodobniej zostaną przeze mnie wykorzystane:).


Podkłady to są jedyne produkty ze wszystkich, które zabieram, które mają spore szanse na to, że nie będą użyte. Ale wolę je mieć w razie jakiegoś wieczornego wyjścia:). Wybrałam krem BB z Maybelline oraz lekki podkład Bourjois Healthy Mix.


Pudry oraz róż na pewno nie będą leżały zapomniane. Biorę ze sobą transparentny i mocno matujący puder z Kryolanu oraz beżowy puder z Lovely KLIK (który stracił swój jedyny bolec i w tej chwili nie nadaje się na podróże, ale od czego są gumki recepturki:)). Jeśli chodzi o róż to mój wybór padł na W7 Africa KLIK. Dodatkowo (przy okazji pisania posta o różach, bronzerach i rozświetlaczach) przeprosiłam się z bronzerem i zabieram ze sobą dwukolorowy z Miss Sporty.


Tusz miałam zabrać tylko jeden - świeżo otwarty Scandaleyes z Rimmela, którym jestem zachwycona. Ale później przypomniałam sobie o niebieskim Color Shock z Maybelline:) KLIK.


Jeśli chodzi o cienie, to postanowiłam nie zabierać ze sobą żadnej paletki i biorę jedynie pojedyncze sztuki. Stawiam na neutralne odcienie - złoty brąz z KOBO i brąz z drobinkami z Sensique. Dodatkowo zabieram trzy cienie w kremie - złocisty On and on Bronze KLIK, turkusowy Turquoise Forever (do robienia kresek) oraz Permanent Taupe, który teraz używam do podkreślania brwi.


Ostatnio coraz częściej robię kreski, dlatego zabieram aż trzy eyelinery. Dwa z Wibo - tradycyjny czarny oraz mój codzienny ulubieniec w odcieniu złocistego brązu oraz matowy granat z Lovely.


Oczywiście żaden cień nie utrzyma się na mojej powiece bez bazy, dlatego zabieram tubkę Lumene KLIK. Kolejny przydatny kosmetyk to korektor Maybelline Affinitone. Zabieram również cienie do brwi z Essence oraz żel do brwi z Wibo, który nie załapał się na zdjęcie;).


Pomadki, pomadki i jeszcze raz pomadki! Muszą się koniecznie znaleźć w mojej wyjazdowej kosmetyczce. Zabieram ze sobą delikatny róż - Rimmel nr 16 z serii Lasting Finish KLIK, intensywny i matowy róż, czyli Golden Rose Velvet Matte nr 13 KLIK oraz pomarańczowy Color Whisper 440 Orange Attitude z Maybelline KLIK.


I jeszcze pędzelki. Zabieram trzy duże do twarzy - do pudru, różu/bronzera i do podkładu oraz sześć do oczu i brwi. Poza tym w kosmetyczce ląduje również zalotka:).

I to wszystko. A Wy, co zabieracie ze sobą na wakacyjne wyjazdy?

Pozdrawiam, Piątek!

wtorek, 12 sierpnia 2014

Kosmetyczne Skarby cz. 3 - pędzle

Około 3-4 lat temu pędzle na stałe zagościły w mojej kosmetyczce. Wcześniej makijaż oka wykonywałam (jeśli już to robiłam) przy pomocy pacynek. Puder aplikowałam dołączonymi zazwyczaj do niego wacikami/puszkami. Tak samo było w przypadku różu, który nakładałam za pomocą miniaturowego pędzelka dołączonego do zestawu). Natomiast nieocenione w nakładaniu podkładu były (i nadal są;)) moje palce.
Moja przygodna z pędzlami zaczęła się od zamówienia na allegro zestawu kilku sztuk, które mam do dzisiaj i które pojawią się na poniższych zdjęciach. Ale od tamtej chwili przybyło mi kilka nowych egzemplarzy.


Mój obecny zestaw zadowala mnie niemalże w 100%. Na pewno brakuje mi pędzla do korektora, który jednocześnie ładnie rozprowadziłby produkt bez ścierania go z twarzy. Nie posiadam również pędzla do bronzera, ale tego produktu używam bardzo rzadko, dlatego nie będę się spieszyła z jego zakupem.

Zacznę od pędzli do twarzy.


Od góry:
Hakuro H24, czyli pędzel do różu. Świetnie rozprowadza i rozciera każdy z róży, które posiadam. Mam go od nieco ponad roku i do tej pory nie zmienił swojego kształtu i nie zgubił ani jednego włoska.

Hakuro H50S, czyli mniejsza wersja pędzla do podkładu H50. Jak już wcześniej wspomniałam podkład zazwyczaj nakładam palcami. Ale jeśli potrzebuję większego krycia, wtedy korzystam z pędzla. Poza tym podkład Rimmel Stay Matte i krem BB z Maybelline muszę nakładać za pomocą pędzla (wtedy wyglądają na twarzy najlepiej).

Pędzel do pudru z EcoTools posiadam od około 1,5 roku. Używam go codziennie i nakładam nim zarówno puder sypki, jak i ten wypiekany. Pędzel jest bardzo miękki i nic się z nim do tej pory się stało.

Dwa czarne pędzle pochodzą z zestawu, który kupiłam kilka lat temu. Włosie sypie się z nich niemiłosiernie podczas każdego mycia, poza tym są bardzo drapiące. W tej chwili są one pędzlami zastępczymi.


Pędzel kabuki z E.L.F.-a zastępuje mi ten z EcoTools, kiedy ten drugi jest w fazie czyszczenia. Bardzo przyjemnie się go używa, ale wolę pędzle na długich trzonkach.

Drugi pędzel zakupiłam w Rossmannie z myślą, aby nosić go w torebce. Używam go do aplikacji pudru w ciągu dnia (jeśli zajdzie taka potrzeba).

Zdecydowaną większość w moim zbiorze stanowią pędzle do oczu.


Pędzel do nakładania cieni z Essence świetnie spisuje się w tej roli. Jest to chyba najczęściej używany przeze mnie pędzel do oczu. Jest ze mną od około roku.

Pędzelek z białym trzonkiem to Smudge Brush z E.L.F.-a, którego używam do nakładania i rozcierania cienia na dolnej powiece. To jeden z moich najświeższych zakupów.

Dwa czarne pędzelki to pochodzą z mojego pierwszego zestawu, który zamówiłam na allegro. Nadają się do aplikacji cieni, jednak tak, jak pędzle do twarzy ze wspomnianego zestawu, gubią włosie.

Hakuro H60 to pędzel przeznaczony do nakładania korektora. Jednak zupełnie się do tego nie nadaje. Dlatego używam go do nakładania na powiekę cieni w kremie. 


Hakuro H74, czyli pędzelek wielofunkcyjny podczas wykonywania makijażu oka. Można nim nałożyć cień na górną i na dolną powiekę oraz rozetrzeć go. Ma kształt kulki, ale z wyraźnie zaznaczonym końcem.

Hakuro H76 to mała ostro zakończona kulka. Używam jej do nakładania cienia na dolną powiekę lub w wewnętrzny kącik oka.

Dwa skośne pędzelki z Essence idealnie sprawdzają się do narysowania kreski eyelinerem bądź cieniem oraz do podkreślenia cieniem brwi. Fioletowy mam już od dwóch lat i jestem z niego bardzo zadowolona. Dlatego też dokupiłam drugi (niemalże) taki sam.

Kulkę z Essence kupiłam, aby mieć pędzel do rozcierania w przypadku, gdy Hakuro H74 bezie brudny. Jest ona mniejsza od białego kolegi, ale mimo tego dobrze sobie radzi na rozcieraniem granic cieni.

Cieniutki pędzel 790 z Maestro przeznaczony jest do rysowania kresek. Mam co do niego mieszane uczucia. Dość dobrze współpracował z eyelinerem z Essence, ale w tej chwili leży zapomniany, ponieważ nie radzi sobie z eyelinerem z Maybelline, który aktualnie posiadam.

Po pędzelek For Your Beauty do ust zakupiony w Rossmannie sięgam bardzo rzadko, ale w razie potrzeby dobrze się sprawdza.

Szczoteczka i grzebyk również pochodzi z zestawu, nadaje się do przeczesywania brwi.

I na koniec pędzelek dołączony do eyelinera żelowego z Maybelline. Uda się nim nałożyć eyeliner, ale lepiej nada się do nakładania pomadki na usta.


I to już koniec, chyba niczego nie pominęłam. 
A jak wyglądają Wasze "pędzlowe" zbiory? Bez jakiego pędzla nie wyobrażacie sobie wykonania makijażu? Dajcie znać w komentarzach:).

Pozdrawiam, Piątek!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...